Zapach mięsa

by Krzysztof Turowski

„Darz Bór Krzysiek! Przyjedź do mnie w wolnej chwili, bo mam dla Ciebie trochę cielęciny z własnego chowu”

Taki oto telefon odebrałem kilka dni temu od naszego łowczego. Oczywiście nie musiał długo czekać na mój przyjazd.Pojawiłem się ze świeżo przygotowanym pasztetem i konserwą z dzika, bo wiadomo, że nie wypada jechać do gości z pustymi rękami.
Po paru minutach wracałem do domu w reklamówką pełną cielęciny, której zapach wypełniał cały mój samochód.

Pamiętam, jak będąc dzieckiem wybierałem się z rodzicami do miasta po zakupy. Od czasu do czasu odwiedzaliśmy sklep mięsny w którym na hakach wisiały piękne wędliny i kiełbasy.Na ladzie leżały podroby, surowe mięso, a czasem nawet ćwiartka tuszy wieprzowej na jakieś specjalne zamówienie. Nie odwiedzaliśmy mięsnego zbyt często, bo rodzice mieli własne gospodarstwo i dostęp do najlepszej jakości mięsa z własnego chowu. Praca w gospodarstwie rolnym uczy pokory, szacunku do ziemi, zwierząt i uświadamia skąd pochodzi jedzenie. Mimo rzadkich wizyt w mięsnym do dnia dzisiejszego pamiętam zapach, który pojawiał się tuż po otwarciu drzwi.

Był to zapach świeżego, dobrego mięsa, który zapowiadał pyszny posiłek. Coraz trudniej dzisiaj o takie sklepy.

Przewiń w dół do następnej części

Lubię pracować przy mięsie, lubię je przygotowywać. Uważam, że konieczne jest wiedzieć skąd takie mięso pochodzi czy jest świeże, jaki ma zapach.

Dobra jakość produktu jest gwarancją dobrego i zdrowego posiłku. Nie ma lepszego sposobu na posiadanie najlepszej jakości mięsa niż wyhodowanie lub upolowanie go własnoręcznie. Nie ma też lepszego sposobu na sprawdzenie jego jakości niż własny nos czy dotyk.

Okazuje się jednak, że nie wszyscy mają to samo zdanie. http://www.polishexpress.co.uk/ donosi, że tzw. pokolenie Y czyli ludzie poniżej 35 roku życia nie chcą mieć kontaktu z mięsem przed jego przyrządzeniem. Podobno samo dotykanie takiego mięsa powoduje u nich dyskomfort czy niepokój.

Brytyjska sieć supermarketów Sainsbury’s wprowadza nawet specjalne woreczki do mięsa, aby człowiek nie musiał go dotykać zanim wyląduje na patelni. Zastanawia mnie, jak wielki jest brak wiedzy ludzi na temat mięsa, jego jakości i tego skąd pochodzi. O ilości antybiotyków w mięsie z drobiu pisałem już kiedyś <<tutaj>> przy okazji wspominając o pomyśle na mięso z próbówki. Jako świadomy konsument boję się tego w jakim kierunku to wszystko zmierza.

Najgorsza jest jednak ludzka znieczulica i mylne przeświadczenie o ekologii. Od jakiegoś czasu mam to szczęście, że moje zdjęcia pojawiają się na oficjalnym facebooku Polskiego Związku Łowieckiego. Jest mi z tego powodu bardzo miło, bo wiem, że moja praca na rzecz łowiectwa jest zauważana i doceniana. Niestety nie zawsze bywa zrozumiana, bo także i moje zdjęcia często udostępniane są przez grupy anty-łowieckie takie jak np. Warszawiacy Przeciwko Myśliwym. Pozwoliłem sobie sprawdzić co ciekawego tam piszą. Cytować nie będę, szkoda mojego i waszego czasu czy nerwów.

Zdziwiłem się natomiast tym, że w gronie „Lubią to” jest moja koleżanka, która to mięso lubi i jada.

Nie wiem zatem, czy jest to taka nowa moda hejtu na myśliwych, czy faktyczny brak zrozumienia tego co robimy.

Świnia w klatce w życiu nie widziała słońca, nieba czy trawy. Jest tuczona i faszerowana antybiotykami. Jedzie w ciasnych pojazdach do przewozu zwierząt, a na końcu swej drogi do rzeźni potrafi dostać nawet prądem, bo nie chce zejść z platformy. To uroki masowej produkcji i hipermarketów. Dzik, sarna czy jeleń, do którego strzelam nawet nie wie, że tuż obok jest człowiek z bronią. Pocisk trafia dokładnie tam, gdzie powinien, bez zbędnego cierpienia i męki zwierzęcia. Oddaje mu szacunek, dając ostatni kęs i honorując złomem. Zwierz spisuje testament bez widoku człowieka.  Przewiń w dół do następnej części…

Wiem, że łowiectwo nie jest dla każdego. Dlatego też zwierzęta są hodowane w gospodarstwach, aby każdy z nas mógł jeść mięso, bo jesteśmy przecież mięsożercami i wystarczy spojrzeć jakie mamy zęby. Najbardziej doceniam takie małe gospodarstwa jak to u mojego Łowczego. Jako świadomy myśliwy przykłada jeszcze większą uwagę do prawidłowego chowu, i odpowiedniego traktowania zwierząt.  

Nie wiem jednak skąd hipokryzja u osób jedzących mięso, zamawiających je w restauracjach i przygotowywanych w domu, które należą do takich anty łowieckich grup i wyrażają się w ‘specyficzny’ sposób o nas myśliwych. Jak widać po zapotrzebowaniu ludzi z pokolenia Y podchodzą oni do mięsa w białych rękawiczkach, przez folię 'strzelając kartą kredytową’ w sklepie myśląc pewnie, że takie polowanie mniej zabija, zamykając oczy, gdy widzą transport zwierząt do rzeźni.

Darz Bór!

You may also like

Select your currency
EUR Euro