Rejtanem w drzwiach, czyli sopockie dziki.

by Krzysztof Turowski

„Jestem przeciwny realizowaniu polowań na terenie Sopotu” takimi słowami, wypowiedzianymi przez prezydenta Sopotu pana Jacka Karnowskiego zaczyna się wprowadzenie do artykułu w portalu naszemiasto.pl. Jak podaje portal, prezydent wskazał, że Sopot pełni rolę rekreacyjną, jest miastem odwiedzanym przez turystów, uwielbianym przez biegaczy, rowerzystów i zależy mu na tym, aby w mieście było bezpiecznie. Dodatkowo w gminie Łagiewniki (oddalonej o prawie 500 km od Sopotu) jakiś czas temu zdarzył się wypadek z udziałem myśliwego i właśnie to miałoby być głównym powodem, dla którego pan prezydent chce pozbyć się z miasta myśliwych. Myślę, że chciał pozbyć się łowiectwa z Łagiewnik, ale że ręce prezydenta nie sięgają aż do dolnośląskiego, więc chyba stwierdził, że zrobi to u siebie. Co ciekawe wszystko wskazuje na to, że nie ma zielonego pojęcia jaką głupotę robi.

Sopot znajduje się w strefie WAMTA (Wider Area for Medium Term Actions), która to jest obszarem graniczącym ze strefą żółtą zagrożoną wirusem ASF. Z wirusem nasz kraj (w tym głównie PZŁ) zmaga się już od kilku lat i jak widać po ostatnich wydarzeniach, niestety tę walkę przegrywamy. W ciągu ostatnich kilku dni wirus magicznie przeskoczył z wschodniej i centralnej polski do lubuskiego na zachodzie. Panu prezydentowi takie rzeczy nie dają do myślenia, i chyba stwierdził, że sopocką populację dzików otoczy opieką. Nie pozwoli do nich strzelać, będzie je łapał w odłownie i wywoził z dala od granic administracyjnych Sopotu. W sumie to nie powiedział, gdzie dokładnie je wywiezie i kto zechce je przyjąć. Powiedział, to powiedział, na cholerę drążyć temat. Możliwe, że po prostu nie wiedział, że prawo dopuszcza w takich przypadkach tylko farmakologiczne uśmiercanie złapanych dzików a nie ich transport. Chyba woli, żeby dziki otrzymały śmiertelny zastrzyk z rąk lekarza weterynarii, gdy będą zamknięte w ciasnej klatce. Zresztą po co zjeść, lepiej stworzyć odpady do utylizacji. To trochę jak działania holenderskich ekologów, którzy gazują gęsi. My w Sopocie będziemy zapędzać dziki do klatek, aby je tam uśmiercać i utylizować. Wszystko w służbie ekologii.

Druga kwestia to wspomniane przez prezydenta piękno Sopotu, które to tak bardzo leży mu na sercu. Za idealny przykład tego co czeka Sopot mogą posłużyć tereny wojskowe, z których to jakiś czas temu myśliwi zostali wyproszeni na prośbę ówczesnego ministra obrony narodowej, pana Macierewicza. Tak, są w naszym kraju takie miejsca, które od jakiegoś czasu są przed myśliwymi zamknięte. W tych miejscach, gdzie populacja dzików od dawna była redukowana przez myśliwych przez pierwsze kilka miesięcy po zaprzestaniu polowań niewiele się zmieniało. Wszystko do czasu pojawienia się wiosny, a z nią młodych tzw. pasiaków. Po wiośnie przyszło lato, po lecie jesień i kolejne narodziny. Na początku, w pierwszym roku, na takim terenie działo się niewiele, czasem w nocy jakiś strażnik czy żołnierz zobaczył pojedynczego dzika lub małą watahę. Jednak nocą dziki zapuszczały się dalej i dalej niszcząc tereny. Nie pomagał hukinol czy inne odstraszacze. Dzików było więcej i więcej, aż w pewnym momencie ludzie zaczęli się ich naprawdę bać.  Obecnie ochrona nie wychodzi nocą z budek strażników właśnie z obawy przed dzikami, żołnierze unikają nocnych spacerów poza oświetlonymi miejscami, żeby po ciemku nie natknąć się na lochy prowadzące, a tereny zielone po prostu nie istnieją. Wszystko wygląda jak zaorane przez traktor lub przekopane przez żołnierzy.

Dokładnie taki los czeka Pański Sopot. Nie pomoże zaplanowane przez pana wywożenie dzików, bo nigdzie ich Pan nie wywiezie. Zostaje panu utylizacja, czyli najgorsze z możliwych rozwiązań, bo to absolutny brak szacunku nie tylko do zwierzęcia, ale także i do ludzi. Dlaczego? Bo najzwyczajniej w świecie zmarnuje pan tony jedzenia. Tam, gdzie wszyscy mówią o tym, ile jedzenia się marnuje pan chce wywalić je tonami na śmietnik! Proszę pomyśleć, ile ma pan osób, które są w ciężkiej sytuacji finansowej. Proszę stanąć przed nimi, spojrzeć im w oczy i wywalić do kosza jedzenie, bo właśnie to zamierza pan zrobić. Zakaz polowań to wypadki w komunikacji z udziałem dzikich zwierząt, szkody w uprawach rolnych, szkody w leśnictwie, szkody w zieleni i infrastrukturze miejskiej i ASF który niebawem może zniszczyć chlewnie i rolników w pana okolicy. Istnieje też duża szansa, że nie tylko wkurzy pan lokalnych rolników, ale spowoduje Pan lawinę procesów o odszkodowania, jeśli wirus pojawi się w ich chlewniach. To może spowodować gigantyczne koszty związanymi ze zwalczaniem ASFu. Wtedy zabite zostaną wszystkie (także i te zdrowe) zwierzęta z zapowietrzonego stada, a ich zwłoki będą musiały zostać zutylizowane. Całość terenu zostanie oczyszczona zdezynfekowana i zbadana laboratoryjnie, a inne gospodarstwa będą miały ograniczenia zarówno sprzedaży i wywozu świń czy wieprzowiny nie tylko do kraju, ale i poza granice.

Ciekawi mnie czy pana, a raczej miasto stać na ponoszenie powyższych kosztów które mogą być gigantyczne. Rozumiem, że łatwo wydawać nie swoje pieniądze, ale może warto czasem warto spojrzeć na świat z innej perspektywy i zastanowić się jakie konsekwencje będzie musiał Pan ponieść. Widzi pan tylko wierzchołek góry lodowej i wszystko wskazuje, że pana statek jest na kursie kolizyjnym, na szczęście jeszcze zdąży Pan odbić.

Darzbór

Image by Marion Wellmann from Pixabay

Photo by Lisa Fotios from Pexels

You may also like

Select your currency
PLN Złoty polski
EUR Euro