My mięsiarze…
2 czerwca, 2020Młody dzik w kapuście
7 lipca, 2020Kiedyś to było, nie to co dzisiaj! Ile razy czytałem te słowa, które pojawiały się w sieci w komentarzach pod zdjęciami osób z noktowizja, tłumikami, czy bronią w tak zwanym plastiku zamiast w drewnie. Czy faktycznie kiedyś było lepiej i dlaczego dzisiaj jest jak jest?
Łowiectwo w dzisiejszych czasach jest zupełnie inne od tego które znam z opowieści. Dawniej młody myśliwy mógł polować jedynie z dubeltówką. Dzisiaj, jeśli ma tylko odpowiednia ilość pieniędzy może wyposażyć się w broń i optykę z najwyższej półki. Zresztą nie tylko w optykę, ale także w noktowizję czy termowizję z dalmierzem. Po broń nie trzeba ustawiać się w kolejkach, a amunicję robią samodzielnie Ci którzy chcą, a nie muszą. Jeśli ktoś publikuje zdjęcie z termosem to często słyszy, że dawniej wystarczyła dubeltówka a nie tona zabawek i można było polować.
Podobnie z bronią – ma być klasyczna, w drewnie. Chociaż tak naprawdę nie robi to na absolutnie żadnej różnicy z czego właściciel strzela i jaki ma gust, to osada w drewnie ma być i koniec. Jeśli przeglądacie amerykańskie konta Instagram czy Facebook to tam myśliwi polują z tym co mają i co lubią. Nawet AR nie robi na nikim wrażenia. Jest narzędziem do wykonania polowania. Podczepia się do niego tłumik, termowizje, stawia na statywie ze specjalnymi złączkami a nie na pastorale z jednym punktem podparcia dzięki czemu broń wycelowana jest zawsze w to miejsce, w którym spodziewamy się pojawienia zwierzyny. Wszystko w odpowiedzi na potrzebę redukcji sporej ilości kojotów czy dzików na farmach.
Myślę, że gdybym dzisiaj wstawił zdjęcie z ARem, zamontowanym tłumikiem i termowizorem to pewnie spotkałaby mnie fala hejtu. Powiedzmy, że jestem to w stanie zrozumieć, ale u nas w kraju nawet książka elektroniczna bywa narzędziem nie lubianym i elementem hejtu. Sam słyszałem, że tam, gdzie wprowadza się takie „wynalazki” tam kończy się łowiecka etyka. Na nic moje tłumaczenia, że książka elektroniczna nie ma z etyka nic wspólnego, a jest jedynie narzędziem mającym na celu ułatwić nam wszystkim życie. Nie każdy mieszka w łowisku, niektórzy przyjeżdżają do książki pokonując kilkadziesiąt lub więcej kilometrów. Czasem tylko po to, aby się odbić od zajętego łowiska. Powiedziałbym, że to właśnie elektroniczna książka łowiecka buduje poczucie wspólnego łowiska, gdzie tzw. miejscowi mają taką samą łatwość w dotarciu do książki jak tzw. przyjezdni. Argumentem bywa to, że przy papierowej książce można było się spotkać, a elektroniczna zabija nasze spotkania. Pamiętajmy, że spotkać można się zawsze i wszędzie. Wszystko zależy natomiast od tego czy chcemy.
Wszystkie wspomniane przeze mnie narzędzia nie są odejściem od łowiectwa. To odpowiedź na zmiany jakie zachodzą w naszym środowisku. Kto z młodych myśliwych nie słyszał historii o pięknych pokotach po polowaniu na zające. Kto nie słyszał o pięknie polowań na kuropatwę i słynnych podchodach za dzikiem z dubeltówką. Wielu myśliwych z długoletnim stażem je wspomina, natomiast młodsi tacy jak ja tylko o nich słyszeli. Kiedyś o szkodach łowieckich jak te dzisiaj nie było mowy, bo same uprawy jak i stan zwierzyny były znacznie inne niż te dzisiaj.
Dzisiaj pomimo tego, że w kraju panuje ASF mamy spora ilość dzika. Zmieniło się środowisko i same uprawy. Zniknęły miedze, a małe pola zastąpiły wielki obszarowe uprawy pszenicy czy kukurydzy. Nie ma małych gospodarstw jakie znane były jeszcze chociażby 10 czy 15 lat temu. Rolnictwo się zmienia, a wraz za nim zmienia się łowiectwo. Łowiectwo, które musi nadążyć za tymi zmianami. W praktyce populacja dzika, szkody łowieckie i realizacja planów wręcz narzuca na nas konieczność adaptacji. Dlatego też, narzędzia takie jak książki elektroniczne, tłumiki, nokto i termowizja stała się tak popularna. To nie tylko pewnego rodzaju ułatwienie, ale także realne podejście do problemu jakim jest realizacja planów i kwestia szkód łowieckich.
Oczywiście wciąż zostaną koła i myśliwi, którzy są i będą przeciwko zmianom, czy nowinkami technologicznymi. Natomiast nie zmienia to faktu, że im szybciej otworzą się na nowe, tym lepiej dla nich. Rozumiem obawy starszych myśliwych, którzy mogą poczuć się w jakiś sposób wykluczeni. Dlatego też pamiętajmy o nich, bo może problemem nie jest termo czy książka elektroniczna a wykluczenie, które może dotknąć niektórych kolegów czy koleżanek po strzelbie. Spotykajmy się, zdzwaniajmy się, wybierajmy się wspólnie na polowania i nie twórzmy barier, bo najgorsze czego nam potrzeba to skłócenie własnego środowiska. Mamy poważniejsze problemy i bardziej niż kiedykolwiek powinniśmy mówić wspólnym głosem.
Kiedyś było inaczej. To prawda. Kiedyś łowiectwo było inne, to fakt, ale nie znaczy to, że było lepsze czy gorsze. Było po prostu inne.
Darzbór!