Świat z koronawirusem, czyli sklepy, rolnicy, myśliwi i COVID-19

by Krzysztof Turowski

Z wielkim zaciekawieniem przyglądam się aktualnej sytuacji zarówno w Polsce jak i na świecie. Gdy piszę ten tekst media mówią o 128 343 przypadkach w skali globalnej i 58 przypadkach w skali kraju. WHO ogłosiło pandemię. Oznacza to, że mamy do czynienia z epidemią choroby zakaźnej w różnych środowiskach, na dużym obszarze – różnych kontynentach w tym samym czasie. Tyle Wikipedia, jednak jak ma się ten temat do rolnictwa i łowiectwa?

Nie zrozumcie mnie źle, ale póki co COVID-19 jest dla nas dosyć łaskawy. Kto czytał opus magnum Stephena Kinga, czyli książkę Bastion ten będzie wiedział co mam na myśli. Koronawirus jest groźny, niebezpieczny i myślę, że wszelkie środki ostrożności są jak najbardziej wskazane. Jednakże to co dzieje się w sklepach i marketach wygląda jakby jutro miała nastąpić zagłada. Ze sklepów znika dosłownie wszystko: papier toaletowy, woda, mąka, kasza, ryż makaron, mleko, konserwy i mięso. Takie pustki na półkach nie sprzyjają natomiast pewnej szczególnej grupie osób – weganom oraz pewnej skrajnej radykalnej grupie wegan zwanej frutarianami.

Frutarianie wierzą, że nie należy jeść owoców, których zerwanie uśmierciłoby roślinę, wyklucza to wykopywanie, wyrywanie z korzeniami, ścinanie i inne działania rolnicze. Najbardziej radykalni frutarianie jedzą tylko te, które same spadną na ziemię. Natomiast życie jak widać potrafi pisać inny scenariusz. O tyle o ile w globalnym świecie łańcuchów dostaw można wyobrazić sobie dietę opartą o cokolwiek się nam tylko wymarzy – począwszy od awokado, tamarillo, kiwano, passiflorę, pitaję czy cokolwiek innego, co tylko przyjdzie nam do głowy. Kwestia wyboru odpowiedniego sklepu i mamy co chcemy. O tyle, gdy dostawy zaczynają nie docierać, a okazuje się, że nie mamy już wszystkiego pod nosem, bo wykupiono dosłownie wszystko ze sklepów okazuje się, że stosowanie takich diet zaczyna kolidować z troską o własne życie i zdrowie. Zresztą nawet najbardziej skrajni weganie promujący się w mediach są przyłapywani na jedzeniu mięsa o czym pisałem zresztą tutaj.  

Natomiast widelce miast zwrócą się w kierunku wsi i rolników, którzy od lat, pomimo częstego braku szacunku miasta w pocie czoła uprawiają rolę i hodują trzodę chlewną, bydło czy drób. Może wreszcie ludzie, którzy wyprowadzają się na wieś i którym tak bardzo przeszkadzają kombajny zrozumieją, że bez żniw, upraw, czy obornika nie będą mieli co włożyć do garnkaa. Jak będzie wyglądało Wasze życie gdybyście sami musieli o wszystko zadbać? Dzieliłem się już zresztą tymi przemyśleniami jakiś czas temu.

Wieś potrzebuje szacunku miasta, jeśli ktoś tego nie zrozumie, to taka pandemia bardzo szybko mu to wytłumaczy. To nie musi być koronawirus. W czasach tak wielkiej globalnej wioski i tak mamy ogromne szczęście, że dopiero teraz coś takiego się zdarza. Będąc jakiś czas temu w USA przejeżdżałem obok gigantycznej farmy krów. Jej zapach czuć było na długo zanim samą farmę można było ujrzeć. Morze krów ciągnące się kilometrami. W takim środowisku aż się prosi o to, aby powstały kolejne mutacje bakterii, czy wirusów które mogą być bardziej niszczycielskie niż COVID-19, o którym zresztą mówi się, że jest pochodzenia odzwierzęcego. 

Na całe szczęście u nas jeszcze tak nie jest, a wieś pomimo wielu zmian wciaz jest wsią, a nie masową i przemysłową produkcją mięsa. Chociaż z uwagi na zapotrzebowanie ludzi coraz trudniej o zdrowe i naturalne mięso, bo wszystkiego ma być dużo i oczywiście tanio. Natomiast wieś i las to szereg naczyń połączonych których kluczowym elementem jest łowiectwo. Marzec, kwiecień to czas siewów i dyżurów myśliwych na polach po to, aby zwierzyna nie zniszczyła upraw na mąkę i makarony które właśnie zniknęły z półek marketów. To pilnowanie łąk i pastwisk, aby krowy miały pożywienie, by następnie dawać mleko, które również zniknęło z półek. To pilnowanie upraw buraka cukrowego (na cukier, którego w marketach też nie ma) upraw gryki i jęczmienia (kasza, której zapasy zrobiliście) i oczywiście warzyw i owoców które również znikają w trybie natychmiastowym. Dodam tylko, że wciąż mówimy o możliwym zamknięciu granic i importu. Towary przestaną magicznie pojawiać się na półkach, szczególnie te egzotyczne.

Najlepsze zostawiam jednak na koniec. Nagonka na myśliwych to ciągłe wmawianie społeczeństwu, że myśliwi polują dla zabawy. Może wreszcie to zrozumiecie – łowiectwo to wieczne dobanie o zwierzyne i środowisko, dzieki czemu natura odpłaca nam sie zdrowym i naturalnym ekologicznym miesem! I tak samo jak ludzie w marketach wybierają czasem wieprzowinę, wołowinę czy drób tak samo my dzięki regulacjom polowań mamy zawsze dostep do dzikiego mięsa. Raz jest to bażant, innym razem kaczka, dzik, sarna czy jeleń. Wszystko w zależności od pory roku. Dzięki temu czuję sie bezpiecznie bo natura odwdziecza mi się za troskę i swoim cyklem potrafi mnie nakarmić. Bez paniki, bez glupoty,  w swoim rytmie, ja dbam o nia, ona o mnie.

 Jeśli jesteś przeciwnikiem łowiectwa, udaj się do marketu i otwórz wreszcie oczy. Zobacz i zrozum, ile rzeczy zawdzięczasz pracy rolników i myśliwych. Moi koledzy już żartują, że my myśliwi jesteśmy przygotowani na wojnę, bo mamy pełne zamrażarki mięsa. Dlatego też może globalna pandemia, zamknięte granice, wstrzymany import nie tylko egzotycznych warzyw czy owoców, ale tak naprawdę wszystkiego pokaże, że to co najlepsze czeka tuż obok, To dziczyzna którą my myśliwi potrafią sami upolować, obrobić i przyrządzić.

Dlatego też stojąc przy pustych półkach z mąką, kaszą, makaronem, czy mięsem zastanów się czy może nie pora rozpocząć stażu łowieckiego i zostać myśliwym. Nie wiesz, jak zacząć? W mojej książce “Staż z pomysłem – podręcznik dla przyszłych i obecnych myśliwych” dowiesz się wszystkiego co musisz wiedzieć! Bo myśliwi to prawdziwi przyrodnicy i ekolodzy, którzy kochają zwierzęta, troszczą się o nie prowadząc gospodarkę łowiecką i od czasu do czasu upolują dzika, sarnę, kaczkę czy bażanta, aby potem go zjeść. Łowiectwo jest naprawdę otwarte na wszystkich!

Jeśli natomiast wciąż uważasz, że mimo globalnej pandemii Twoje tofu, jarmuż czy awokado będzie czekało na Ciebie w sklepie i absolutnie nic się nie dzieje to pragnę zadedykować Ci piosenkę zespołu Łydka Grubasa której refren ma szczególne znaczenie w dzisiejszych czasach. 


Zaśpiewajmy go razem:
“Alleluja, glory glory
Nie jem fauny, nie jem flory
I od wschodu do zachodu będę eko
Zdechnę z głodu!” 

 Darzbór!

You may also like

Select your currency
EUR Euro