Winter hare hunting
4 grudnia, 2018Czy to akt łaski czy masowy mord jeleni?
11 grudnia, 2018[vc_row][vc_column][vc_wp_text title=”Na ten dzień czekałem bardzo długo. Data w kalendarzu zaznaczona na czerwono, broń i amunicja czekająca w szafie. „]
W głowie wspomnienie stażu i pewnego szczególnego polowania. Prószył śnieg, ja stałem z opiekunem na linii, w oddali rusza naganka robiąca hałas kołatkami.
Na takie polowanie niektórzy czekają wiele lat. W kole które mnie zaprosiło poprzednie łowy na zające miały miejsce 9 lat temu. Dziś mają odbyć się ponowni, a ja mam to szczęście że mogę w nich uczestniczyć.
Przewiń w dół do następnej części
[/vc_wp_text][/vc_column][/vc_row][vc_row equal_height=”” background_type=”image” background_img=”7606″ background_effect=”parallax” background_img_lazyload=”1″ shift_y=”0″ z_index=”0″][vc_column][vc_empty_space height=”250px”][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_wp_text]
Szybkie śniadanie, kawa w termos, sprawdzenie aparatu, rzut oka na termometr za oknem – dwa stopnie powyżej zera. Zgodnie z zapowiedziami synoptyków po południu ma padać deszcz. Trzymam kciuki aby tym razem się pomylili. Z wielkimi nadziejami wsiadam do samochodu i jadę na miejsce odprawy. Podchodzę do kolegów którzy przybyli na miejsce przede mną. Tego dnia mam przyjemność spotkać wielu doświadczonych nemrodów którzy pamiętają czasy polowań gdy ilość zajęcy na pokocie wynosiła 300 sztuk. Opowiadają, że jeśli na polowaniu pozyskano 100 zajęcy to były to kiepskie łowy. Takie liczby nie robiły dawniej na nikim wrażenia. To były inne czasy, inne rolnictwo z mniejszą ilością chemii, inną wielkością pól uprawnych, z lepszą bazą pokarmową. Środowisko sprzyjało zwierzynie drobnej. Do tego mniejsza presja drapieżnika. Dziś takiej ilości zajęcy możemy tylko pomarzyć, ale każdy z kolegów liczy na to że łowy będą udane.
Prowadzący zaprasza nas na odprawę, która tym razem jest nieco dłuższa. Dokładnie omawiamy warunki bezpieczeństwa i pędzenia których na ten dzień zaplanowano sześć. Ustalamy którymi samochodami wyjedziemy aby usprawnić poruszanie się całej grupie. Naganiacze otrzymują dokładne wytyczne w jaki sposób mają się poruszać w polnym łowisku, otrzymują kołatki. Ruszamy!
Pierwszy miot to kilka pól ze ścierniskiem po kukurydzy, zaoranym polem i z poplonem. Podchodzimy w ciszy, kilka bażantów zrywa się z okolicznych zakrzaczeń gdy my rozstawiamy się na linii. Tym razem się im upiekło.
Gdy wszyscy są na stanowiskach prowadzący daje znak do rozpoczęcia pędzenia. Wiatr wieje w kierunku linii myśliwych więc dźwięk kołatek i głosy naganiaczy słychać bardzo wyraźnie. Starsi koledzy siedzą opanowani na stołkach z oczekiwaniem na to z której części pola poderwie się zając. Młodsi stażem, w tym także i ja nerwowo rozglądają się na prawo i lewo.
Kątem oka widzę jak prowadzący składa się do strzału do pierwszego zająca i o dziwo nie strzela. Naganka zbliża się, dźwięk kołatek jest coraz lepiej słyszalny, sylwetki są wyraźne ale wciąż są na tyle daleko że możemy oddać bezpieczny strzał w miot. Po chwili kolejny zając pojawia się w polu widzenia praktycznie kilkanaście metrów od prowadzącego polowanie który ponownie składa się do strzału. Celny strzał i już wiem że jest to pierwszy upolowany tego dnia zając. Po kilkunastu minutach naganiacze dochodzą do linii myśliwych. Pierwszy miot kończy się jednym strzałem i jednym upolowanym gachem.
Podchodzimy do prowadzącego aby mu pogratulować. Ktoś żartuje że zapewne tresowany tego zające od wiosny a ten po prostu zareagował na zawołanie. Prowadzący uśmiecha się i mówi że miałby dwa, gdyby za pierwszym razem odbezpieczył broń, po czym dodaje że może to i lepiej bo jak mówi tradycja pierwszemu zającowi powinno się odpuścić.
Do naszej grupy dołączają podekscytowani naganiacze mówiący że widzieli jeszcze dwa które uciekły w tył miotu.
Przewiń w dół do następnej części
[/vc_wp_text][/vc_column][/vc_row][vc_row equal_height=”” background_type=”image” background_img=”7608″ background_effect=”parallax” background_img_lazyload=”1″ shift_y=”0″ z_index=”0″][vc_column][vc_empty_space height=”250px”][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_wp_text]Kolejny miot jest o wiele większy. Tym razem wiatr wieje nam w plecy, nie słychać kołatek. W oddali z niewielkich oczek wodnych podrywa się kilkadziesiąt kaczek podniesionych przez nagankę. Lecą w naszą stronę, ale nikt nie strzela. Po chwili z boku słychać strzał, jeden drugi trzeci. Naganiacze podchodzą coraz bliżej podnosząc kolejne koty z kotlin. Widzę jak jeden z nich biegnie w kierunku linii żeby po chwili zrobić kołka i zawrócić. Kolejne dwa nie zatrzymują się, strzelam, pudłuję, poprawiam i ponownie pudło! Trzymam kciuki za kolegę z lewej który ma lepsze oko od mojego. On się nie myli. Do kolejnego zająca złożyłem się zbyt szybko nie wytrzymując presji poprzednich pudeł. Na szczęście koledzy na flance mają stalowe nerwy.
Po skończonym miocie przerwa na ciepłą herbatę i kanapkę i opowieści kto co widział, kto strzelał. Opiekun zaprasza do siebie stażystę aby pokazać mu jak pozbyć się moczu z upolowanego zająca. To ważna praktyczna lekcja. Do pełni szczęścia brakuje tylko śniegu.
Każdy kolejny miot jest lepszy od poprzedniego. Jednak podczas piątego miotu zaczyna padać zapowiadany przez synoptyków deszcz. Kolega który strzelał do kota spudłowanego przeze mnie w między czasie strzelił jeszcze kilka. Szczęście sprzyjało mu na tyle że z ostatniego miotu wraca z lisem! Co potwierdza, że król może być tylko jeden!
Wracamy na pokot. Każdy z myśliwych otrzyma swojego zająca, jeden przypadnie stażyście. Pierwsze po wielu latach polowanie na zające kończy się, pora wracać do domu i zająć się upolowanym gachem który w święta Bożego Narodzenia zagości na moim stole w formie przepysznego pasztetu. Pomimo deszczu to był wspaniały, pełen emocji dzień!
Darz Bór![/vc_wp_text][/vc_column][/vc_row]