Straciłem przyjaciela

by Krzysztof Turowski

Mój ostatni weekend był pełny łowieckich wrażeń, masy rozmów o polowaniach i wyjść na łowy. Jednak pomimo fantastycznie spędzonych kilku dni czuję w sercu ogromną pustkę.

Mimo tego, że osobiście rozmawiałem z Grzegorzem Russakiem tylko kilka razy to czuję, że straciłem przyjaciela, który towarzyszył mi w mojej łowieckiej drodze od bardzo dawna.
Przewiń w dół do następnej części.

Zanim jeszcze formalnie rozpocząłem staż byłem stałym czytelnikiem Łowca Polskiego. Czytałem od deski do deski chłonąc każde słowo. Pamiętam, jak otworzyłem pierwszy zakupiony numer „Łowca Polskiego” i ze zdumieniem zauważyłem znajome twarze z telewizji – Krzysztofa Daukszewicza, Roberta Makłowicza i Grzegorza Russaka.

Teksty Grzegorza Russaka urzekły mnie swoją niebanalnością. Pomimo tego, że była to kuchnia łowiecka to nie miałem do czynienia z kucharzem. Miałem do czynienia z wirtuozem kuchni łowieckiej, który sam o sobie mówił, że jego sposób na sukces polega na pozostawieniu sobie szansy na ewentualną zmianę smaku. Jego gotowanie nie polegało na odtworzeniu czegoś z przepisu, a na tworzeniu czegoś szczególnego, gdzie smak dania zależał od naszej interpretacji.

Teksty Grzegorza Russaka nie były przepisami, a fantastycznymi opowieściami nie tylko o gotowaniu, ale także o dziczyźnie i samym łowiectwie.

Jeszcze przed pierwszym polowaniem z opiekunek Grzegorz Russak pokazał mi jak prawidłowo zadbać o pozyskaną dziczyznę, jak patroszyć i podzielić tuszę pozyskanej zwierzyny. To dzięki niemu byłem przygotowany do tego zadania, gdy spotkało mnie ono pierwszy raz.

Na początku z Grzegorzem Russakiem widywaliśmy się co miesiąc. Siadaliśmy razem w moim salonie, a ja czytałem, jak opowiadał o dziczyźnie i naszej pięknej staropolskiej kuchni.

Już wtedy wiedziałem, że moje własne przygody łowieckie będą zwieńczone naszą wspólną wizytą w kuchni. Wiedziałem, że po łowach będziemy wspólnie wybierać się do kuchni, a Grzegorz będzie zapraszał mnie do wspólnego gotowania.

Po jakimś czasie Grzegorz Russak odwiedzał mnie częściej, bo w mojej biblioteczce pojawiły się książki jego autorstwa.

Szczególne miejsce znalazły w niej Tajemnice Nalewek i Wielka kuchnia myśliwska. To właśnie tam zaprzyjaźniliśmy się dobre. Biorąc do ręki książki jego autorstwa dało się słyszeć – chodź przyjacielu, zróbmy razem coś szczególnego, ale najpierw posłuchaj pewnej historii.

Pierwszy upolowany dzik, pierwsza sarna, pierwszy bażant czy grzywacz były okazją do spotkania i wysłuchania tego co miał mi do powiedzenia. Nawet jeśli na początku pojawiały się pytania o szczegóły sposobu przyrządzenia, to wiedziałem, że odpowiedź na nie już padła, a ja po prostu nie słuchałem z należytą uwagą.
Przewiń w dół do następnej części 

Grzegorz Russak towarzyszył mi w przygotowaniu świątecznego pasztetu z zająca a robiąc nalewkę z jeżyn poznałem nawet jego babcię Stefanię z jej złotymi radami
Jego kuchnia to coś więcej niż kawałek mięsa i przepis. Jego kuchnia to spotkanie z przyjacielem i historia, którą chciał się podzielić.

Choć osobiście spotkaliśmy się kilka razy i zamieniliśmy kilka zdań to w głębi serca czuję smutek i żal. Polskie łowiectwo nie będzie już tym samym.
Do krainy wiecznych łowów odszedł Grzegorz Russak – człowiek szczególny, pełen pasji i wiedzy który dla wielu myśliwych był kimś więcej niż autorem książek czy programów telewizyjnych.

Żegnaj przyjacielu,
Niech Ci knieja wiecznie szumi!

Darz Bór!

You may also like

Select your currency
PLN Złoty polski
EUR Euro