I lost my friend
1 października, 2018The stone water mill of the hunter
4 października, 2018[vc_row][vc_column][vc_wp_text title=”Mój ostatni weekend był pełny łowieckich wrażeń, masy rozmów o polowaniach i wyjść na łowy. Jednak pomimo fantastycznie spędzonych kilku dni czuję w sercu ogromną pustkę.”]
Mimo tego, że osobiście rozmawiałem z Grzegorzem Russakiem tylko kilka razy to czuję, że straciłem przyjaciela, który towarzyszył mi w mojej łowieckiej drodze od bardzo dawna.
Przewiń w dół do następnej części.
[/vc_wp_text][/vc_column][/vc_row][vc_row equal_height=”” background_type=”image” background_img=”7437″ background_effect=”parallax” shift_y=”0″ z_index=”0″][vc_column][vc_empty_space height=”180px”][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_wp_text]
Zanim jeszcze formalnie rozpocząłem staż byłem stałym czytelnikiem Łowca Polskiego. Czytałem od deski do deski chłonąc każde słowo. Pamiętam, jak otworzyłem pierwszy zakupiony numer „Łowca Polskiego” i ze zdumieniem zauważyłem znajome twarze z telewizji – Krzysztofa Daukszewicza, Roberta Makłowicza i Grzegorza Russaka.
Teksty Grzegorza Russaka urzekły mnie swoją niebanalnością. Pomimo tego, że była to kuchnia łowiecka to nie miałem do czynienia z kucharzem. Miałem do czynienia z wirtuozem kuchni łowieckiej, który sam o sobie mówił, że jego sposób na sukces polega na pozostawieniu sobie szansy na ewentualną zmianę smaku. Jego gotowanie nie polegało na odtworzeniu czegoś z przepisu, a na tworzeniu czegoś szczególnego, gdzie smak dania zależał od naszej interpretacji.
Teksty Grzegorza Russaka nie były przepisami, a fantastycznymi opowieściami nie tylko o gotowaniu, ale także o dziczyźnie i samym łowiectwie.
Jeszcze przed pierwszym polowaniem z opiekunek Grzegorz Russak pokazał mi jak prawidłowo zadbać o pozyskaną dziczyznę, jak patroszyć i podzielić tuszę pozyskanej zwierzyny. To dzięki niemu byłem przygotowany do tego zadania, gdy spotkało mnie ono pierwszy raz.
Na początku z Grzegorzem Russakiem widywaliśmy się co miesiąc. Siadaliśmy razem w moim salonie, a ja czytałem, jak opowiadał o dziczyźnie i naszej pięknej staropolskiej kuchni.
Już wtedy wiedziałem, że moje własne przygody łowieckie będą zwieńczone naszą wspólną wizytą w kuchni. Wiedziałem, że po łowach będziemy wspólnie wybierać się do kuchni, a Grzegorz będzie zapraszał mnie do wspólnego gotowania.
Po jakimś czasie Grzegorz Russak odwiedzał mnie częściej, bo w mojej biblioteczce pojawiły się książki jego autorstwa.
Szczególne miejsce znalazły w niej Tajemnice Nalewek i Wielka kuchnia myśliwska. To właśnie tam zaprzyjaźniliśmy się dobre. Biorąc do ręki książki jego autorstwa dało się słyszeć – chodź przyjacielu, zróbmy razem coś szczególnego, ale najpierw posłuchaj pewnej historii.
Pierwszy upolowany dzik, pierwsza sarna, pierwszy bażant czy grzywacz były okazją do spotkania i wysłuchania tego co miał mi do powiedzenia. Nawet jeśli na początku pojawiały się pytania o szczegóły sposobu przyrządzenia, to wiedziałem, że odpowiedź na nie już padła, a ja po prostu nie słuchałem z należytą uwagą.
Przewiń w dół do następnej części
[/vc_wp_text][/vc_column][/vc_row][vc_row equal_height=”” background_type=”image” background_img=”6333″ background_effect=”parallax” shift_y=”0″ z_index=”0″][vc_column][vc_empty_space height=”180px”][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_wp_text]Grzegorz Russak towarzyszył mi w przygotowaniu świątecznego pasztetu z zająca a robiąc nalewkę z jeżyn poznałem nawet jego babcię Stefanię z jej złotymi radami
Jego kuchnia to coś więcej niż kawałek mięsa i przepis. Jego kuchnia to spotkanie z przyjacielem i historia, którą chciał się podzielić.
Choć osobiście spotkaliśmy się kilka razy i zamieniliśmy kilka zdań to w głębi serca czuję smutek i żal. Polskie łowiectwo nie będzie już tym samym.
Do krainy wiecznych łowów odszedł Grzegorz Russak – człowiek szczególny, pełen pasji i wiedzy który dla wielu myśliwych był kimś więcej niż autorem książek czy programów telewizyjnych.
Żegnaj przyjacielu,
Niech Ci knieja wiecznie szumi!
Darz Bór!
[/vc_wp_text][/vc_column][/vc_row]