Zdarza się Wam, że zabieracie kogoś ze sobą na polowanie?
Mnie tak.
Oczywiście nie zawsze, ale czasem faktycznie poluję w towarzystwie.
Często są to koledzy z koła łowieckiego, z którymi to przy okazji sprawdzamy stan lizawek, paśników czy ambon. Czasem kolega z innego Koła zaprasza nas na łowy do swojego obwodu. W takim towarzystwie czujemy się najlepiej. Możemy na siebie liczyć i polegać.
Czasem jednak zdarza się, że na łowy ze mną wyrusza ktoś, kto nie poluje, i nie ma zielonego pojęcia na czym to wszystko polega.
Nie są to oczywiście ludzie z ulicy, ale moi bliscy i serdeczni znajomi, którzy są bardzo ciekawi o co w tym wszystkim chodzi, że tyle czasu spędzam w lesie lub na polach.
Zazwyczaj są to osoby, które znam na tyle dobrze, że mogę przewidzieć, jak zachowają się, kiedy zobaczą upolowane zwierzę.
Niemniej jednak dochodzę do wniosku, że zabierając ze sobą kogoś na polowanie warto zastosować wobec niego wersję ‘light’. Przynajmniej wtedy, kiedy osoba ta wybierze się z nami po raz pierwszy.
Przed samym polowaniem warto przemyśleć wyjazd na strzelnicę. Weź ze sobą strzelbę, kup kilka paczek amunicji do trapa, poproś obsługę aby zablokowała osie wyrzutni i pokaż swojemu znajomemu czym jest strzelanie do rzutków.
Pokaż, że strzelnica może być pomysłem na świetne spędzenie wolnego czasu, a broń nie służy do zabijania wszystkiego co się rusza. Przy okazji sam będziesz miał okazję do dodatkowego treningu.
Potem pojedźcie na łowy. Przy czym, moim zdaniem najlepiej pojechać jeszcze wczesnym wieczorem. Pokaż, jak wygląda Twój świat, co widzisz kiedy jesteś w łowisku. Opowiedz o gwarze, tradycjach, powiedz, na co możemy polować, a jakie gatunki są w danym czasie pod ochroną i dlaczego.
Opowiedz o tropach, pokaż ścieżki przechodzenia zwierzyny i pozwól komuś spojrzeć na łowiectwo Twoimi oczami.
Dodatkowo, zauważyłem, że jeśli niczego tego dnia nie upolujemy to apetyt mojego gościa na łowy wzrasta jeszcze bardziej.
Dopytuje się o kolejny wyjazd, a nasza wspólna wyprawa nabiera rangi ogromnej przygody, którą właśnie przeżył.
Podchodzenie zwierzyny, jej obserwacja, skradanie się do niej staje się czymś, do czego zakończenie możemy dopisać w przyszłości.
Niech to będzie jak pierwsza randka, o której nie możemy zapomnieć. Co byśmy nie robili, to w głowie wciąż mamy jedną myśl, która nie daje nam spokoju. W tym przypadku niech to będzie knieja. Pozwól aby Twój gość nie mówił o niczym innym, niż o polowaniu z Tobą.
Kiedy byłem na stażu mój przyjaciel i łowiecki opiekun Marek powiedział: „Magia polowania kończy się po oddaniu celnego strzału”.
I wiecie co? Uważam, że warto od czasu do czasu pociągając za spust spudłować.
Tak wiem, o wiele prościej zająć się upolowaną zwierzyną w kilka osób. Samo przeniesienie dzika wymaga dużej ilości siły i energii. Wiem, że o wiele prościej jest dźwigać go we dwóch.
Mimo wszystko, warto jednak pozwolić naszym niepolującym towarzyszom przeżywać te magiczne chwile polowania troszkę dłużej, a ciężką pracę pozostawić dla siebie i innych myśliwych.
Niech nasi goście wspominają piękno leśnych widoków i to jak cudownie było na łowach!
Niech to wspomnienie zostanie z nimi przynajmniej do następnego wyjazdu, bo kto wie – może właśnie w czyjejś głowie rodzi się pomysł zostania myśliwym.
Darz Bór!