Mating fight with coffee
25 marca, 2019Eco not meat
9 kwietnia, 2019Jak zawsze u nas w super cenie:
Jak każdy myśliwy uwielbiam spędzać czas w łowisku. Kocham oglądać wschody i zachody słońca, oddychać świeżym, rześkim powietrzem, godzinami spacerować po lesie, łąkach, polach i być częścią natury.
Mieszkając w łowisku mam to szczęście, że nie muszę wychodzić na polowanie, żeby mieć to wszystko na wyciągnięcie ręki. Z mojego ogrodu widziałem już wiele rzeczy, łosie wybierające się na żer do pobliskiego opuszczonego sadu, sarny opiekujące się potomstwem, toki bażantów czy dziki, które, jak gdyby nigdy nic przechodziły z lasu na pobliskie pole kukurydzy. Jednak to co zobaczyłem tej soboty będę pamiętał bardzo, bardzo długo.
Przewiń w dół do następnej części.[wvc_facebook_page_box height=”400″ show_faces=”true”]
Zając niejedno ma imię. Mówią o nim śpioch, kot, gach, filip, szarak czy ślepak. Oczywiście to tylko kilka najpopularniejszych określeń tego gatunku i każdy rejon polski ma także swoje własne lokalne określenia. Dawniej polowania na zające były czymś normalnym, a pokoty liczyły nawet 300 kotów. Nikogo to nie dziwiło, polowano po to, aby po sezonie mieć pełną spiżarnię, a samo mięso nigdy się nie marnowało. Zające kruszały w gospodarstwach myśliwych i ich przyjaciół. Często trafiały także do miast dojrzewając na osiedlowych balkonach, aby następnie pojawić się na świątecznym stole w formie pasztetu.
Dzisiejsze łowiska nie sprzyjają szarakom. Mechanizacja, chemizacja, uprawy wielkoobszarowe, presja drapieżników, brak miedz czy zakrzaczeń. Dlatego też dziś widok zająca w łowisku bardzo cieszy oko.
Wiosna to szczególny czas, zające mają parkoty, czyli swój okres godowy. Parkoty tak naprawdę zaczynają się już w styczniu lub lutym i trwają do końca sierpnia. Niełatwo je zaobserwować, gdyż od późnej wiosny potrafią skrywać swe gody wśród bujnej roślinności. Czasem jednak, podczas parkotów, możemy zauważyć gonitwy weselne które często kończą się drapaniem, skokami, czy widowiskowymi walkami.
CI którzy mają szczęście mogą zaobserwować takie gonitwy weselne podczas wyjść w łowisko. Nie jest to częsty widok i nie sposób przewidzieć miejsca, w którym będziemy mogli to zaobserwować. Zastanawiam się jednak jakie szczęście trzeba mieć, aby gonitwy weselne działy się tuż za Twoim płotem?!
Tak oto, sącząc poranną kawę, moim oczom ukazał się przepiękny i trudny do zaobserwowania spektakl natury. Oglądając ich boje wiedziałem, że gospodarka łowiecka w naszym kole jest bardzo dobrze prowadzona. Redukcja lisa i reintrodukcja zająca która kiedyś miała miejsce przynosi zauważalne rezultaty. Widzieliśmy to na taksacjach pasowych, a teraz ja oglądam to tuż za moim własnym płotem.
Nie wiem jaka niewielka jest szansa na to, żeby móc oglądać gonitwy weselne z własnego tarasu przy porannej kawie. Biorąc pod uwagę jak wielkie jest nasze łowisko nie wiem, czy byłby to nawet promil szans. Natomiast szansa na to, że osoba, która to widzi jest myśliwym, prowadzącym bloga łowieckiego jest niczym wygranie szóstki w totolotka. Czy powinienem zagrać w lotto? Pewnie mógłbym, ale znając moje szczęście w grach liczbowych nie trafiłbym nawet trójki. Mam za to szczęście do widoków takich jak ten krótki filmik.
Dlaczego to ja miałem to szczęście? Pewien myśliwy powiedział mi kiedyś, że to co robimy dla łowiectwa, przyrody i natury wraca do nas. Zatem, może natura odwdzięcza się za moją łowiecką pracę i to właśnie dzięki temu mogę podziwiać takie widoki przy porannej kawie. Jeśli tak jest, to już nie mogę doczekać się mojej jutrzejszej porannej kawy!
Darzbór!
Related posts
This website uses cookies to improve your experience. By using this website you agree to our Data Protection Policy.Read moreWe use cookies to ensure that we give you the best experience on our website. If you continue to use this site we will assume that you are happy with it. Używamy plików cookie, aby zapewnić jak najlepszą obsługę naszej strony internetowej. Jeśli będziesz nadal korzystać z tej strony, zakładamy, że jesteś z tego zadowolony.OkRead more / Czytaj więcej