Click and share
22 lutego, 2018On Saturday morning
26 lutego, 2018[vc_row][vc_column][vc_column_text]
Sobota, 6 rano. Budzik nie daje za wygraną, więc pora wstać. Najlepiej po cichu, żeby nie budzić żony.
Kawa, jakiś owoc, bo na normalne śniadanie nie mam czasu. Rzut okiem za okno – leży świeży śnieg, mówiąc po łowiecku: ponowa. Widzę, że mocno wieje, a termometr pokazuje -10. Zakładam dodatkową warstwę ubrań i ruszam na miejsce naszej zbiórki.
Łowczy zaczyna odprawę. Tym razem jednak bez broni. Mamy bardzo poważne zadanie – po raz kolejny w tym roku będziemy szukać padłych dzików które zabił wirus afrykańskiego pomoru świń (ASFV). Wywołuje on gorączkę krwotoczną z wysoką śmiertelnością u świń i dzików.
W Polsce pierwsze przypadki ASFu wykryto u padłych dzików w 2014 roku. Od tego czasu toczymy walkę z wiatrakami.
Aktualnie w naszym kraju mamy stwierdzone 1445 przypadki pomoru (https://bip.wetgiw.gov.pl/asf/mapa/). Głównie na wschodzie, w centrum w obszarze Kampinoskiego Parku Narodowego, oraz na północy w okolicach obwodu kaliningradzkiego.
[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row][vc_row equal_height=”” background_type=”image” background_img=”5978″ background_effect=”parallax” shift_y=”0″ z_index=”0″][vc_column][vc_empty_space height=”120px”][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_column_text]
Obwód łowiecki mojego koła jest w tak zwanej żółtej strefie. Nie mamy jeszcze żadnych przypadków, ale musimy zachować warunki bioasekuracji takie jak np. stosowanie środków dezynfekujących, a każdy upolowany dzik jest poddawany badaniom na obecność wirusa.
Mimo wielu starań, wirus nadal rozprzestrzenia się. Najgorszy jest fakt, że za rozprzestrzenianie się ASFU obrywają głównie myśliwi, czyli ludzie najbardziej zaangażowaną grupą w walce z tą chorobą.
Wsiadamy do auta i ruszamy w teren. Śnieg i wiatr nie dają nam spokoju, ale my idziemy. Najpierw nieużytki, potem zakrzaczenia i las. Poruszamy się po ścieżkach zwierzyny wypatrując także wnyków, z których dwa tygodnie temu koledzy uwolnili koźlaka. Był tak wycieńczony, że zapewne nie przeżyłby kolejnej nocy. Nowych wnyków brak.
Przerwa na przegrupowanie, jedziemy w inne miejsce i ruszamy dalej. W międzyczasie dojeżdżają inni koledzy, którzy nie zdążyli na odprawę.
Po wszystkim Łowczy przekazuje worki z ziarnem dla bażantów. Dzielimy się na mniejsze grupy i po skończonych poszukiwaniach jedziemy na dokarmianie.
[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row][vc_row equal_height=”” background_type=”image” background_img=”5979″ background_effect=”parallax” shift_y=”0″ z_index=”0″][vc_column][vc_empty_space height=”120px”][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_column_text]
Wracam do domu przemarznięty, jest grubo po południu. Wiem, że zrobiłem dziś wiele dobrego – walka z wirusem, poszukiwania nowych wnyków, dokarmianie bażantów. Jestem z siebie dumny.
Dzień później na jednej z anty myśliwskich stron widzę post. Kolejny raz zostaliśmy nazwami mordercami i zwyrodnialcami, do postu dołączono losowe zdjęcie jakiejś martwej zwierzyny. Jak zawsze pojawił się numer konta “na ochronę przyrody” z prośbą o wpłatę.
Ktoś uczciwy, nawet nie myśliwy, wkleja w komentarzu link do artykułu o wypadku samochodowym zza granicy z którego pochodziło wspomniane zdjęcie. Komentarz znika tak samo szybko jak się pojawił, a ja jestem pewny, że autor dostanie dożywotniego bana.
Czytam to wszystko i zastanawiam się – czy człowiek, który napisał tę anty-myśliwską notkę zrobił w ciągu jednego roku tyle dla przyrody, co ja jednego poranka.
Darz Bór![/vc_column_text][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_gallery slides_per_view=”2″ images=”5980,5981,5982,5983″][/vc_column][/vc_row]